Strony

sobota, 31 sierpnia 2013

Mysterious amusement park.

                                                                                                                            1 lipca 2013

 -Posuń się! ... Przepraszam!... Ja byłam pierwsza!- próbowałam przecisnąć się bliżej sceny. Cały, wielki tłum ludzi sprawił, że zgubiłam gdzieś Nicole. Dałam ochroniarzowi swój bilet, a ten przepuścił mnie na początek. Byłam tak szczęśliwa, że udało mi się dotrzeć do celu, że nie zauważyłam jak jeden z wokalistów zaczyna dziwnie się zachowywać. Wytrzeszczył szeroko oczy. Oparł się o grającego na zielonej gitarze bruneta. Wyglądał jakby zaraz miał stracić równowagę. Podszedł bliżej końca sceny... zachwiał się... i spadł! Otworzyłam szeroko usta i podbiegłam do tłumu przerażonych fanów.
Na miejsce przybyła pomoc medyczna i zabrała blondyna w ustronne miejsce. Widownia zaczęła wymieniać przestraszone i zdziwione spojrzenia, a ja zastanawiałam się, czemu zemdlał...
                                                                                                                         Megan

***

                                                                                                                           2 lipca 2013

To była ta dziewczyna! To była ona! Brunetka z moich snów zjawiła się na moim koncercie! ... Nagle poczułem, że nie przestaję oddychać. Moje oczy zaszły mgłą, a ja upadłem, tym samym rujnując drogę do naszej kariery.
-To była ona...- szepnąłem tylko, gdy zabierano mnie do karetki. Niby nic mi się nie stało, ale uznano, że warto sprawdzić mój stan. Na drugi dzień byłem już w domu, lecz podczas pobytu w szpitalu miałem dziwny sen:
-Ross... Ross...- słyszałem ciche nawoływanie.
-Kim jesteś?- zapytałem lekko zdenerwowany.
Z cienia wyłoniła się piękna dziewczyna. 
-Zawsze będę przy tobie...- szepnęła.- Już na zawsze.
Spojrzałem w jej zamglone oczy i bardzo dziwnie się poczułem. Pocałowałem ją, a dawna radość w jej oczach nagle powróciła. 
-Opuszczony park rozrywki.- wyszeptała.

Po przebudzeniu byłem lekko przerażony. Zastanawiałem się o co mogło jej chodzić. W Los Angeles jest dużo parków rozrywki, ale w naszej okolicy... jest taki jeden. Zbankrutował, kiedy do mediów dostała się informacja, że kogoś w nim zamordowano. Od tamtej pory letnie wieczory spędzaliśmy w domu. Po kilku latach karuzele zaczęły się psuć i rdzewieć. Niekiedy całą rodziną wspominaliśmy cudowne czasy spędzone w nim; niestety to była już przeszłość, chociaż uznaliśmy, że żadne z nas nie chciałoby dłużej przebywać w tajemniczym parku rozrywki.
Gdy wróciłem do domu zaczęły się pytania i docinki...
Słuchając głosu w mojej głowie skierowałem się w stronę opuszczonego parku.
                                                                                         
                                                                                                                      Ross

***

                                                                                                                     2 czerwca 2013

-Tyle było z twojego koncertu.- powiedziałam zawiedziona.
-Ale ja przynajmniej próbowałam coś zrobić, a ty cały dzień siedzisz w domu!- Nicole wykrzyknęła z wyrzutem.
-Wiesz?? ... Masz rację. Idę się przejść.- odparłam lekko przybita.
Zaczęłam iść przed siebie. Chciałam zwiedzić miasto, ale trochę zboczyłam z drogi i weszłam w jakieś gęstwiny. Gdy udało mi się wyjść z lasu ujrzałam coś dziwnego.


Przeszłam przez na około jeziorka i zaczęłam oglądać piękną, opuszczoną już karuzelę.

Dotknęłam zardzewiałych już drzwi jednej z kabin i weszłam do środka.

Jej najlepsze lata już minęły, ale kilka lat temu, mogło tu być cudownie. Miejsce zachowało swój dawny urok. Zaszło tylko lekko starością i tajemnicą.
Usłyszałam czyjeś kroki w trawie. Przestraszyłam się i schyliłam głowę, by nikt nie zobaczył mnie w kabinie. Niestety, chwilę później usłyszałam czyjeś ciche pukanie w szybę. Podniosłam głowę i ujrzałam jakąś znajomą mi twarz.
-Ohh... przepraszam... ty... tu pracujesz?- zadałam głupie pytanie. Jasne było, że park był opuszczony. Chyba widocznie nie wiedziałam co powiedzieć.
-...Eemm... nie... cześć.- szepnął uradowany blondyn.- Ty... byłaś wczoraj na moim koncercie... prawda?
Przyjrzałam mu się uważniej.
-Ty... ty jesteś... Ross... Lynch?- zapytałam zdziwiona.
-Tak.-
-Co tu robisz?-
-Wiesz... jeśli bym ci powiedział, to by dziwnie zabrzmiało.-
-Umówiłeś się tu z dziewczyną??- domyśliłam się.- Ohh, bardzo cię przepraszam! Już stąd idę!
Zabrałam torebkę i wyszłam z kabiny.
-Nie!!- zaprzeczył.- To znaczy... tak... z tobą. Widzisz... to pewnie dziwnie zabrzmi... ale...
-Dalej, mów!- zachęcałam go.
-Od pewnego czasu śnisz mi się. I... teraz cię spotkałem... na tym koncercie...- jąkał się.
-Czekaj...- zaczęłam coś sobie przypominać.- Ja... ja też miałam takie sny! ... Tylko... o tobie!
Wymieniliśmy zdziwione spojrzenia.
-Jak to się dzieje?- zapytał zdziwiony.- Nie rozumiem...
-Może to przeznaczenie?- roześmiałam się cicho.
-Może.- uśmiechnął się.- A teraz ty mi powiedz co tu robisz?
-Pokłóciłam się z przyjaciółką... chciałam się trochę odstresować... i chyba się zgubiłam.
-Nie jesteś stąd?- zapytał.
-Nie... mieszkam w Wielkiej Brytanii.- uśmiechnęłam się.
-Tak myślałem. Masz zabawny akcent.-
-Bardzo śmieszne.- uśmiechnęłam się.
-Mogę usiąść obok ciebie?- zapytał z nadzieją.
-Pewnie!-
Blondyn zrobił krok, i już po chwili był razem ze mną w chwiejącej się kabinie.
-Chciałbym się nią przejechać.- westchnął.- Kiedyś to było moje ulubione miejsce.
-Myślisz że jeszcze działa?- zapytałam.
-Nie wiem. Można to sprawdzić.- wyskoczył szybko z wagonika i podbiegł do budki sterującego sprzętem.
-Mogę zobaczyć?- spojrzał na mnie.
-Tylko... nie zabij mnie.- roześmiałam się słabo.
Blondyn wcisnął czerwony guzik, a ku naszemu zdziwieniu maszyna zaskrzypiała i zaczęła wolno unosić się do góry.
-Zamknij drzwi!- krzyknął.
-Nie! Chodź do mnie! Szybko, bo zaraz nie zdążysz!- chłopak czym prędzej podbiegł do czerwonego wagonika i wskoczył do środka. Zamknął za sobą drzwi i usiadł zadowolony ze swojej pracy.
-A jak wysiądziemy?- zapytałam przestraszona.
-Wyskoczymy.-
-Ale...-
-To tylko kilka metrów!- uspakajał mnie.
Karuzela uniosła się bardziej do góry i mogliśmy podziwiać cudowny widok.
-Boże... jak tu pięknie...- wyszeptałam tylko.
-Kocham ten widok.- odparł.- Jest bardzo romantyczny.
Uśmiechnął się i złapał mnie za rękę. Odwzajemniłam uśmiech i wplotłam swoją dłoń w jego rękę.
Karuzela powoli zbliżała się ku ziemi.
-Dobra. Ja wyskoczę pierwszy.-
-Czemu ty?-
-Bo nie chcę żeby ci się coś stało...- szepnął.
Otworzył szeroko zardzewiałe drzwiczki i przeskoczył na dół parę metrów.
Pobiegł do panelu sterowania i wcisnął ponownie czerwony guzik; niestety nic się nie stało.
-Nie chce się zatrzymać!- krzyknął do mnie.- Musisz skakać!
-Nie mogę!! Boję się!- zaczęłam płakać.
-Spokojnie! Skacz, a ja cię złapię!-
-Ale ja...-
-Zaufaj mi!-
Otworzyłam ponownie drzwi i skoczyłam kilka metrów w dół. Poczułam na sobie jego ciepłe ramiona.
Wtuliłam się w niego w podziękowaniu.
-Problem w tym... że...-
-Zepsuliśmy karuzelę?-
-Chyba tak.-
Podeszłam jeszcze raz do sterownika i wcisnęłam inny żółty guzik. Karuzela momentalnie zastygła w miejscu.
Pisnęłam z radości i rzuciłam się blondynowi na szyję.
-Było cudownie.- uśmiechnął się.
-Dziękuję ci.-
-Cieszę się, że cię poznałam, Ross.- zaczęłam iść w swoją stronę.
-Poczekaj!- wykrzyknął.- Jak masz na imię?
Roześmiałam się z i odkrzyknęłam:
-Megan!-
                                                                                         
                                                                                                                  Megan

*****

Witajcie, Kochani :*
To chyba najdłuższy z moich rozdziałów... mam nadzieję że wam się spodoba, skoro Ross i Megan już się poznali :D 
Pozdrawiam Was wszystkich i życzę miłych ostatnich dni wakacji! :*
~Madzia <3

2 komentarze:

  1. Super, naprawdę fajny blog ! :* Widać że masz talent Madziu <3

    OdpowiedzUsuń
  2. KOCHAM TEN BLOG.!! <3 Dawaj rozdział bo tęsknie :'(

    OdpowiedzUsuń